Nawyk 7. Ostrz piłę! Karolina rowerowo
W naszej firmie mamy różne pasje, które nadają naszemu życiu kolorów i energii. Dziś chcemy Wam przedstawić Karolinę, zajmującą się grafiką, która jest prawdziwą entuzjastką jazdy na rowerze. Karolina nie tylko przemierza polskie ścieżki rowerowe, ale także odkrywa nowe trasy za granicą. W tym artykule zapytaliśmy ją o jej rowerową pasję, inspiracje i wyzwania, z jakimi się spotyka na dwóch kółkach. Znajdzie się tutaj również kilka wskazówek dla osób, które zamierzają się wybrać w swoją pierwszą dłuższą trasę.
Skąd pasja do jazdy na rowerze i kiedy się zaczęła?
Pasja do jazdy na rowerze zaczęła się u mnie z potrzeby – początkowo jako środek transportu na treningi, kiedy potrzebowałam pokonywać dwadzieścia kilometrów na basen. Byłam wtedy za młoda, żeby prowadzić samochód, więc rower stał się naturalnym wyborem. Towarzyszył mi od zawsze, ale intensywniej zaczęłam jeździć po przeprowadzce do Wrocławia. Codzienne dojazdy do pracy rowerem okazały się znacznie szybsze i wygodniejsze niż komunikacja miejska z przesiadkami. Im dalej była praca, tym bardziej cieszyłam się z tej formy transportu – nawet deszcz czy zimowa aura mnie nie zniechęcały. Po kilku latach trafiłam na grupę rowerową na Facebooku i wtedy zaczęła się prawdziwa przygoda. Od tamtej pory brałam udział w wypadach w góry, nad jeziora, a także w wymagających przejazdach po lasach i podjazdach, które wydawały się nie mieć końca – wtedy tak to odczuwałam!
Jakie były najtrudniejsze warunki, w których przyszło Ci jeździć?
Trudno powiedzieć, które warunki były gorsze. Deszcz i niska temperatura to prawdziwe wyzwanie – kiedy dłonie i stopy są tak zmarznięte, że drętwieją, a trzymanie kierownicy i hamowanie podczas zjazdu o nachyleniu 15-18% staje się prawdziwą walką. Przy kołach napompowanych do 6 barów, łatwo wywinąć orła. Z drugiej strony, podjazd w pełnym słońcu przy 35 stopniach z nieba i jeszcze więcej od palącego asfaltu, bez cienia, to zupełnie inny rodzaj wysiłku. W tym roku doświadczyłam obu tych sytuacji. W Austrii wspinałam się na górę o wysokości ponad 1730 m n.p.m. Początkowo mżawka była przyjemna, ale radość skończyła się, gdy dotarłam na szczyt – byłam całkowicie mokra, asfalt również, a wokół panowała gęsta mgła z widocznością do 15 metrów. Zjazd w takich warunkach to jak jazda po lodzie.
Po zjeździe czułam się jak skostniała galaretka…
Podjazdy w upale to zupełnie inne wyzwanie, które wymaga zarówno siły fizycznej, jak i mentalnej. Gdy słońce piecze z góry, a asfalt niemal promieniuje gorącem, każdy metr podjazdu może wydawać się dłuższy niż zazwyczaj. Kluczowe jest jednak podejście – można ten trudny moment potraktować jako okazję do wyciszenia, znalezienia swojego rytmu i skupienia się na oddechu, czerpiąc radość z samego faktu pokonywania kolejnych kilometrów. To chwila, kiedy liczy się tylko tu i teraz, a każdy wysiłek staje się sposobem na lepsze poznanie siebie.
Z drugiej strony, jazda pod górę w pełnym słońcu może być także prawdziwą próbą charakteru. Brak cienia, pot, który zalewa oczy, i zmęczenie mogą zamienić podjazd w walkę z samym sobą. To momenty, kiedy psychika odgrywa kluczową rolę – czy dam radę? Czy zdołam wytrwać? Wszystko zależy od nastawienia. Czasem najtrudniejsze podjazdy mogą przynieść największą satysfakcję, gdy na szczycie czeka na nas chłodny wiatr, piękne widoki i świadomość, że przezwyciężyliśmy nie tylko trasę, ale także własne ograniczenia.
Jaka była najdłuższa trasa, którą pokonałaś?
Najdłuższa trasa, jaką pokonałam jednego dnia? To objazd wokół jeziora Bodeńskiego – 218 kilometrów pełnych radości i uśmiechu.
Chociaż zazwyczaj stawiam na górskie wyzwania, podczas tej trasy zaczęłam zastanawiać się, czy nie wrócić nad jezioro i na chwilę zapomnieć o górach. Spotkania z ludźmi na drodze tylko wzmacniały tę myśl. Szwajcaria ze swoimi uroczymi miasteczkami zachwycała na każdym kroku.
Po niemieckiej stronie około 85-90 kilometrów prowadziło przez malownicze winnice z widokiem na góry, a ścieżki rowerowe wiodły przez ciszę, spokój i idealny asfalt – lepiej nie mogłam sobie wymarzyć!
Kiedyś wybraliśmy się na trzydniową wyprawę rowerową z Wrocławia do Kołobrzegu – pierwszy raz z sakwami, namiotami i noclegiem na dziko. Było to niezwykle ciekawe doświadczenie, pełne niespodzianek, zwłaszcza gdy dotarliśmy na miejsce, gdzie miało być jezioro... a jeziora nie było. Co za tym idzie, nie mieliśmy gdzie się umyć po całym dniu jazdy. Po trzeciej takiej nocy, gdy w końcu trafiliśmy na stację benzynową z prysznicem, ogłosiłam przymusowy postój. To właśnie wtedy człowiek zaczyna naprawdę doceniać takie proste rzeczy jak codzienna kąpiel.
Innym razem, również latem, zdecydowaliśmy się na kolejną wyprawę – tym razem na trasie Świnoujście -> Krynica Morska. Myśleliśmy, że będzie to stosunkowo łatwa, płaska trasa wzdłuż wybrzeża. Jakże się zdziwiliśmy, ile nad morzem jest ukrytych podjazdów i wzniesień! 😄 Mimo niespodzianek terenowych, trasa była naprawdę ciekawa. Tym razem postanowiliśmy nie ryzykować braku wygód – spaliśmy na kempingach, gdzie mieliśmy dostęp do pryszniców, ciepłej wody i kuchni, żeby przygotować śniadanie.
Niestety, pogoda nie była łaskawa. Większość wyprawy towarzyszył nam deszcz, a powrót z Helu w ulewie na dystansie 40 km nie należał do najprzyjemniejszych. Cały czas mokrzy, staraliśmy się utrzymać tempo, choć marzyliśmy tylko o suchym schronieniu. Mimo wszystko, te trudne momenty zawsze stają się najciekawszymi wspomnieniami – a satysfakcja po dotarciu do celu była nie do opisania!
Wolisz jeździć grupowo, w parze? A może wolisz wypady solo?
To zależy od grupy, ludzi i trasy. Nie przepadam za wielkimi zjazdami, gdzie jest 30-40 osób, bo wtedy trudno przewidzieć, jak ktoś się zachowa. Są sytuacje, w których jedziemy wałami z prędkością ponad 30 km/h, a ktoś nagle, bez ostrzeżenia, omija przeszkodę, co może być niebezpieczne. Kiedy jedziesz za kimś, oczekujesz, że ten ktoś pomyśli o innych i zasygnalizuje wcześniej manewr – niestety, nie zawsze tak jest. Dlatego wolę mniejsze grupy, gdzie wszyscy się znają, szanują nawzajem i przewidują swoje ruchy.
Ostatnio jednak zaczęłam odkrywać uroki samotnych podróży, zwłaszcza po górach, z licznymi podjazdami. To daje mi najwięcej radości – możliwość skupienia się, przemyślenia wielu rzeczy i dotarcia do zakamarków swojej głowy.
Jaki jest taki must have przed wyruszeniem w dłuższą trasę rowerową?
Kluczem do udanej wyprawy rowerowej jest pozytywne nastawienie – to podstawa. Zanim wyruszę, zawsze dokładnie planuję trasę. Chcę mieć pewność, że w trakcie jazdy nie będę zastanawiać się, "gdzie teraz?", tylko skupię się na czerpaniu radości z podróży. Ważnym elementem przygotowań są miejsca, gdzie można zrobić przerwę – zwłaszcza sklepy, co przydaje się podczas upałów. Uwzględniam również postój na jedzenie, ewentualne naprawy oraz, oczywiście, ilość podjazdów. Im więcej podjazdów, tym lepiej – kocham góry i każde wyzwanie, które się z nimi wiąże!
Oprócz pozytywnego nastawienia, zawsze warto mieć ze sobą podstawowe narzędzia na wypadek awarii. Choć będąc sama w trasie, nigdy nie musiałam zmieniać dętki czy łatać dziury, moi znajomi często spotykali się z sytuacjami, gdzie potrzebny był np. hak przerzutki po upadku roweru czy linka przerzutki. Taka awaria w odosobnionym miejscu, bez odpowiednich części i narzędzi, to spory problem. Niektóre części, jak hak przerzutki, bywają trudne do kupienia z dnia na dzień czy nawet znalezienia w sieci. Przed ostatnią wyprawą szukałam go przez dwa dni, aż ostatecznie znalazłam w jedynym sklepie w Polsce, w Dębicy.
Masz może do polecenia trasę dla początkującego cyklisty?
Jeśli planujesz wycieczki rowerowe po Wrocławiu i okolicach, z czystym sumieniem polecam trasy wzdłuż wałów – w każdym wydaniu. Można zrobić krótką pętlę na 20 km albo wydłużyć ją do 100 km, ciesząc się pięknymi widokami i licznymi miejscami do odpoczynku. Dodatkową zaletą jest możliwość zjechania z trasy i, w razie potrzeby, powrót do domu komunikacją miejską.
Wyjeżdżając poza Wrocław, warto zajrzeć do Milicza – pełno tam malowniczych ścieżek, a dojazd jest równie przyjemny, zarówno rowerem, jak i pociągiem. Jeśli szukasz łagodnych podjazdów, Zagórze Śląskie i jego okolice będą idealnym wyborem. Przy okazji możesz odwiedzić Zamek Grodno i odpocząć nad Jeziorem Bystrzyckim.
Dla bardziej wymagających podjazdów polecam Góry Sowie, Karkonosze lub Tatry – wybór zależy od twojej kondycji i potrzeb. Warto jednak zaznaczyć, że podjazdy w Tatrach znacząco różnią się od tych w Karkonoszach czy Górach Sowich, więc przygotuj się na wyzwania!
Jakie masz plany na przyszłe podróże rowerowe?
Jest tyle pięknych miejsc, że trudno zdecydować, od czego zacząć... Jednak najbliższym celem, jaki chciałabym zrealizować, gdy tylko wrócą cieplejsze dni, jest wyprawa do Szwajcarii, a zwłaszcza na Przełęcz Świętego Gotarda. To miejsce zachwyca niesamowitymi widokami – majestatyczne góry, serpentyny wijące się wśród surowych skalnych formacji, a także malownicze doliny. Sama przełęcz łączy północną i południową część Alp, a trasa prowadzi przez historyczną drogę, która od wieków była strategicznym szlakiem handlowym.
Podczas jazdy podziwiać można soczyste alpejskie łąki i krystalicznie czyste jeziora, które tworzą niesamowitą scenerię. Każdy zakręt odkrywa nowe perspektywy, a im wyżej się wspinasz, tym widoki stają się bardziej imponujące. Nie mogę się doczekać, aby poczuć wiatr we włosach, strumienie potu i chłonąć tę wyjątkową atmosferę.
Udostępnij artykuł na:
Zostań częścią zespołu!
Zacznij z nami budować innowacyjne produkty dla biznesu. Stale szukamy utalentowanych i zaangażowanych ludzi do naszych zespołów.